To wesele na długo zostanie mi w pamięci...
I choć nie jestem specjalną wielbicielką alkoholu to po tym weselu powiedziałam sobie "więcej nie piję, a już na pewno nie na swoim weselu!".
Wesele było bardzo w stylu Ą-Ę, wszystko cacy, wypieszczone. Państwo młodzi - ludzie po 30stce, z dwójką dzieci ale bardzo majętni dlatego urządzili wesele swoich marzeń w znanym górskim kurorcie. Wszystko pięknie, wszystko dograne, najdroższy lokal, bryczki wiozące wszystkich gości do pięknego kościółka, elegancki hotel dla przyjezdnych, jednym słowem: wesele marzeń niejednej młodej panny.
Ale do czasu. Już niedługo po obiedzie Panna Młoda tańczyła powiedzmy "lekko się chybocząc"... Tak, tak, w tańcu wszystko dozwolone, ale upadki i gubienie welonu ok. 20 wieczorem, hmmm...
Koło 21 Pan Młody zniknął wyprowadzony przez świadka, trochę zabalował... Panna Młoda niezbyt tym przejęta bo sama w nienajlepszym stanie zniknęła niewiele później...
Jako, że to było ostatnie wesele przed moim szykowałam się do łapania welonu, a co! Ostatnia szansa
Północ wybiła, Pary Młodej nie było za to pod stołem znaleźliśmy welon...
Wszystko zaplanowane było z pompą, miało być pięknie ale po weselu pozostał lekki niesmak. Widok Panny Młodej w takim stanie był dość żenujący... I pomyślałam: na co bryczki, na co piękna, droga suknia, na co girlandy kwiatów? My jako goście bardziej niż to pamiętamy stan Pary Młodej, a zwłaszcza wybryki Młodej Pani, która z własnego wesela zniknęła szybciej niż pierwszy gość i to w stanie opłakanym...
Dlatego - jeśli alkohol - tylko z umiarem! A na własnym weselu - wcale, bo wiadomo, że po zmęczeniu organizacją, emocjach łatwiej "odpłynąć", a nie chcemy by tak pamiętali nas nasi goście...