A teraz z życia wzięte
Organizowałam ślub mieszanej Pary Młodej pod względem narodowości.
No i u Pani Młodej tradycją jest mieć 10 druhen i 10 drużbów a u Pana Młodego świadków (2os.).
Myślałam, że będzie pięknie jak w amerykańskich filmach, druhny w jednakowych sukniach a panowie, wiadomo, w identycznych garniturach, no i jeszcze ci świadkowie (tu nie miałam pomysłu jak będą wkomponowani w tę dwudziestkę). Państwo Młodzi zamówili dekorację kościoła a szczególnie miejsca przeznaczonego dla nich (piękne krzesła, za nimi szklany wazon ze świecą i kwiatami oraz dekorację na każdą ławkę). Niestety czar prysł w momencie gdy, za Parą Młodą szedł tłum ludzi czyli 22 osoby "świadkujące" w przeróżnych kreacjach i fryzurach. To jeszcze nic. Przez całą mszę stali (tworząc sztuczny tłok) za krzesłami młodych zasłaniając zarówno głównych bohaterów tego wydarzenia jak i całą dekorację. Alejka między ławkami była tak wąska, że stojący w niej "druchnowie" (dwadzieścia osób!) swoimi ramionami "dotykali się" z ramionami gości zasiadających w ławkach, zatem po dekoracji ławek nie było ani śladu! tylko tłum ludzi jak na pasterce
Wniosek: co za dużo, to nie zdrowo, i szkoda Pary Młodej oraz pieniędzy na dekorację, której nikt nie miał szansy podziwiać.